Fatalna droga

W Witowie (gmina Jedwabno) na zagubionej wśród pól i łąk kolonii mieszka pan Ryszard Gugała wraz z rodziną. Ze światem, a konkretnie z asfaltową szosą Nowy Dwór - Brajniki łączy go droga gruntowa ok. 800-metrowej długości. Gugałowie mieszkają tu od jesieni ubiegłego roku, kiedy to nabyli domostwo wymagające zresztą remontu.

Niestety, fatalny stan nieutwardzonej drogi utrudnia prace renowacyjne (nie ma jak dowieźć materiałów budowlanych), ale przede wszystkim jest zmorą dnia powszedniego. Pan Ryszard ma bowiem 5-letnie dziecko, które na zmianę z żoną wożą przez okrągły tydzień do przedszkola w Jedwabnie.

- Każdego dnia przeżywam to samo - jadę tą gruntówką z duszą na ramieniu, nie będąc pewien, czy jeszcze i tym razem uda mi się przebić do szosy, czy utknę w błocie na amen - mówi nam pan Ryszard. Zaraz dodaje, że strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ktoś z rodziny nagle poważnie zachorował, bo jak dojedzie tu karetka, albo w razie pożaru strażacki wóz.

W dodatku pan Ryszard chce na łono rodziny sprowadzić swojego ojca, który obecnie mieszka w Szczytnie, ale jest już w podeszłym wieku i lada chwila będzie wymagał codziennej opieki.

Droga gruntowa wiodąca do gospodarstwa państwa Gugałów rzeczywiście wygląda fatalnie. Usiłowaliśmy pokonać ów niby niedługi, bo mający 800 m odcinek, ale w połowie zrezygnowaliśmy z dalszej podróży. Samochód, wysoko zresztą zawieszony, zaczął szorować podłogą o zwały mielonego kołami błota, co groziło rychłym utknięciem. Wójt gminy Jedwabno, i owszem, pospieszył z pomocą nowemu gospodarzowi już jesienią ubiegłego roku, nawożąc dwie wywrotki żwiru. Zadniem pana Ryszarda było to jednak stanowczo za mało i praktycznie w niczym nie poprawiło stanu nawierzchni. Trudno nie przyznać mu racji, bo po tych jesiennych reperacjach droga jest nadal fatalna - fot. 1. Gospodarz obecnie zwozi na drogę gruz z remontowanej posesji, ale jest to kropla w morzu potrzeb. Mówi nam, że wystarczyłoby, aby wójt przywiózł mu tylko żwir, a resztę zrobiłby już sam. Kilka dni temu swój przyjazd zapowiedział inspektor z gminy, odpowiedzialny m. in. za stan dróg, Andrzej Rosiński. Miał naocznie sprawdzić jak to wszystko wygląda, ale w umówionym terminie, ani później już się nie pojawił.

ROZTOPY

Takie problemy, z którymi boryka się pan Ryszard Gugała nie są, niestety, niczym wyjątkowym, jeśli chodzi o teren powiatu. „Kurek” otrzymał także liczne sygnały od czytelników z okolic wsi Rekownica i Piduń. Tam m. in. spore kłopoty ma pan Zbigniew Kuczyński, ojciec dwojga dzieci w wieku szkolnym. Codziennie, bo rodzinka mieszka na kolonii, przemierzają one 2-kilometrowej długości bagnistą drogę do Rekownicy i dopiero stamtąd zabiera je autobus szkolny do Jedwabna.

- Samochodem dzieci podwieźć nie mogę, bo zaraz się zakopuje w błocie - skarży się nam pan Zbigniew. Jeszcze inne sygnały mieliśmy z Lipowej Góry Wschodniej. Tam m. in. jeden z naszych Czytelników po prostu urwał w samochodzie zwieszenie i ugrzązł w błocie na kilka dobrych godzin, aż go wydobył z opresji uczynny sąsiad, ruszając na pomoc ciągnikiem rolniczym.

Przykłady takie można by mnożyć i mnożyć...

SAMOTNIK NA DRODZE

Tak samo, jeśli nie gorzej od opisywanych wyżej dróg wyglądają „ulice” o gruntowej nawierzchni w naszym mieście (osiedle Królewskie, Kochanowskiego i inne peryferyjne okolice).

Ostatnio na opisywanej w poprzednim „Kurku” przebudowywanej ulicy Lwowskiej, na której nic się dotąd nie działo, zauważyliśmy pewien ruch. Jakiś osamotniony człowiek pracowicie przerzucał łopatą zwały błota - fot. 2. Zaintrygowani zatrzymaliśmy się, chcąc się dowiedzieć, dlaczego pracuje tylko on i nikt więcej na tej rozległej przecież budowie, którą prowadzi firma „Pudiz”. Okazało się, że nie jest to żaden pudizowy pracownik, a mieszkaniec nieodległej posesji pan Stanisław Duszak.

- Nie mam wyjścia, na budowie żywej duszy, a dziś po południu przywiozą mi drewno opałowe, no to szykuję jako taki dojazd do mojego domu - powiedział nam zdesperowany pan Stanisław. Pracuje tak od świtu, no i spodziewa się, że do południa jakoś upora się z robotą i opał trafi do domowego pieca.

ZASTANAWIAJĄCE PUSTKI

Na opisywanej wyżej budowie pracowano już w tym roku, jak informują nas mieszkańcy ul. Lwowskiej, ale niedawno z niewiadomego powodu robotnicy znikli.

- „Pudiz” puścił wszystkich na urlopy, no i jest katastrofa, bo roboty stanęły - mówi nam jeden z mieszkańców.

* * *

Jak dowiadujemy się u dyrektora, Krzysztofa Połukorda, powód chwilowego zaniechania robót jest bardzo prozaiczny. Oto od jakiegoś już czasu mamy odwilż, wskutek czego wierzchnia warstwa gruntu rozmiękła, ale tylko do głębokości kilkunastu centymetrów. Poniżej, aż do około 80 cm ziemia pozostaje nadal zamarznięta.

- W takich okolicznościach prowadzenie jakichkolwiek prac drogowych nie ma sensu, gdyż całą robotę trafiłby szlag - tłumaczy nam Krzysztof Połukord. Trzeba po prostu odczekać, aż ziemia rozmarznie całkowicie, bo inaczej pracować się nie da. Przy czym „Pudiz” nie rozkłada bezsilnie rąk, a wykonuje te roboty, które są możliwe do przeprowadzenia. Akurat zakończono wszystkie instalacyjne prace podziemne i teraz nawozi się żwir, którego firma zakupiła ponad 400 ton!

NOCNY HARMIDER

Tymczasem „Kurek” w nocy o godz. 2.30 (!) ze środy na czwartek, otrzymał telefon od mieszkańców ul. Kolejowej, że na sąsiadującej z ich posesjami rampie panuje straszny harmider. Z tego powodu nie mogą zmrużyć oka. Poinformowali o tym także policję. Ta obiecała wysłać radiowóz, aby sprawdzić co się tam dzieje. Co się okazało? Do „Pudizu” przyszło owe 400 ton żwiru, a złożył się na to cały kolejowy skład towarowy - fot. 3.

Jak poinformował nas szef „Pudizu” Krzysztof Połukord, wyładunek żwiru odbywał się także nocą, aby maksymalnie skrócić cały ten proces i obniżyć jego koszty. Cóż, niewyspanych mieszkańców ul. Kolejowej, którzy nazajutrz musieli iść rankiem do pracy nie bardzo przekonały te argumenty.

ZBAWCZE KAMIENIE

Z tymi wszechogarniającymi roztopami mieszkańcy naszego miasta walczą, jak mogą. Między innymi ich orężem są ... kamienie. Kilka lat temu „Kurek” dość stanowczo krytykował, dziwaczny naszym zdaniem, obyczaj układania ich na niektórych chodnikach miejskich i podmiejskich ulic. Dotyczyło to okolic „Kauflandu” oraz przedłużenia ul. Kętrzyńskiego wiodącego przez Lipową Górę Wschodnią. Ostatnio zauważyliśmy głazy, leżące na gruntowym odcinku ul. Chopina - fot. 4.

Z której strony by nie patrzył, nie wygląda to za pięknie, jakoś tak zaściankowato i z wiejska, ale popatrzmy na chodnik (lewy fragment zdjęcia), który tak jak i nawierzchnia ulicy jest nieutwardzony, a pomimo to pozostaje w miarę równy i gładki. Teraz z kolei popatrzmy na inny fragment tej samej ul. Chopina, gdzie na chodniku nie ma kamieni - fot. 5. Różnica mocno rzuca się w oczy. Ów gruntowy trotuar został tak przeorany kołami licznych samochodów, że iść po nim nie sposób. Widząc coś takiego, musimy powstrzymać się od krytyki, gdyż walor użytkowy jest chyba ważniejszy niż aspekt estetyczny. Później, gdy okolica obeschnie, kamienie można przecież zdjąć.