Dziwaczne znaki

Nasz stały Czytelnik, pan Marcin w ostatnią niedzielę wybrał się z całą rodzinką do Lipowca przez Płozy i Wawrochy.

Zauważył, że zaraz za tą drugą miejscowością stoi znak ograniczający prędkość do 40 km/godz. To jednak nie wszystko, bo dodatkowo pod okrągłą tarczą wisi tabliczka obwieszczająca, że nawierzchnia drogi jest uszkodzona, i to na odcinku aż 8 km, co dokumentuje takim oto zdjęciem - fot. 1.

W nawierzchni są istotnie dziury, ale nie na całym tym odcinku, dlaczego zatem kierowca ma wlec się do Lipowca jak żółw. Naszego Czytelnika irytuje to mocno, w związku z czym apeluje do Zarządu Dróg Powiatowych, aby ten się opamiętał przy wprowadzaniu podobnych zakazów. Tutaj konieczny jest komentarz odredakcyjny. Nie tak dawno temu jechaliśmy tą drogą na święto patrona Zespołu Szkół w Lipowcu. Stan traktu na odcinku Płozy - Lipowiec jest naszym zdaniem gorszy niż opłakany. Pozimowe zniszczenia są potworne i jakakolwiek szybka jazda staje się wręcz niemożliwa. Kiedy jechaliśmy tędy, znaków opisanych wyżej jeszcze nie było, ale i tak poruszaliśmy się nie szybciej niż 40 km/godz, jadąc w dodatku slalomem, aby omijać co większe dziury, grożące zerwaniem zawieszenia.

I jeszcze jedno - ustawienie znaków, w takiej konfiguracji jak widzimy to na fot. 1 jest co najmniej dziwaczne. Żółta tabliczka ze strzałkami i napisem 8 km oznacza bowiem tylko to, że na takim to odcinku uszkodzona jest nawierzchnia drogi, ale nic ponadto. Wcale nie znaczy, że ów zakaz ograniczenia prędkości obowiązuje na odcinku 8 km. Żółte tabliczki są do żółtych znaków, zatem poprawne ich połączenie powinno wyglądać tak - fot. 2. Dopiero gdzieś kawałek dalej trzeba by umieścić znak zakazu ograniczający prędkość, który nota bene odwołuje znak szary lub skrzyżowanie dróg. Pod znakami zakazu umieszcza się tabliczki białe(!), takiego typu, jak to widać na kolejnym zdjęciu - fot. 3. Tyle że takie oznaczenie odnosi się zwykle do strefy postoju, nie zaś ograniczenia prędkości.

UTRAPIENIE PANI LEOKADII

Znana Czytelnikom pani Leokadia z ul. Kościuszki w końcu doczekała swego.

Z jej budynku wyrzucono stare piece węglowe i założono nowe ogrzewanie - gazowe. Nic już jej nie dymi w mieszkaniu, ani nie przenika czad od sąsiadów, słowem tylko się radować. Niestety, wszystko swoje kosztuje i jak się okazało, teraz trzeba płacić. Planowane początkowo na ok. 25 tys. zł. koszty remontu urosły w trakcie realizacji do ponad 39 000, wskutek czego pani Leokadia winna jest teraz, a właściwie była winna TBS 6 480,92 zł - fot. 4 (czerwony otok). Lwią część tej sumy, a w zasadzie prawie wszystko stanowi należność za gazowy piec dwufunkcyjny. Tylu pieniędzy na raz Pani Leokadia wyłożyć nie może, ze względu na niskie dochody, no i tu zaczynają się schody.

Spirala odsetek

TBS, i owszem, poszedł lokatorom, którym założył piece gazowe, na rękę i rozłożył płatności na raty, przedstawiając stosowne porozumienia. Pani Leokadia, uważając, że kwota jest za wysoka, kwitu nie podpisała i wniosła sprawę do sądu. Nic nie wskórawszy przed obliczem Temidy, ma teraz za swoje.

- Należność, jaką winna jest nam pani Leokadia ustawicznie rośnie, bo naliczane są wymagane prawem odsetki - wyjaśnia „Kurkowi” szef TBS-u Alfred Kryczało. Nie byłoby tego, gdyby porozumienie zostało podpisane, a tak, jak wynika z dokumentacji firmy, odsetki ostatnio powiększyły ogólną należność o około 800 zł. Teraz jest tak, że choć pani Leokadia płaci systematycznie miesięczne raty w wysokości 200 zł (w lutym, niestety tylko 100 zł), tak naprawdę, nic to nie daje. Należność bowiem, wskutek naliczanych odsetek rośnie szybciej, niż sumują się spłacane raty i kółko się zamyka. Tymczasem pani Leokadia nie jest najlepszego zdrowia, ani też pierwszej młodości. Nie ma grosza na żadne fanaberie, a tylko na podstawowe sprawy. Mało tego, spłacając raty, nie jest już w stanie wykupić wszystkich potrzebnych jej lekarstw. Na zakończenie naszej smutnej rozmowy wyciąga plik niezrealizowanych, z braku pieniędzy, recept. Tak na oko kilkadziesiąt blankietów spiętych starannie w trzy pliki - fot. 5...

MAŁA ŻEGLUGA

Jak wiecie z łamów naszej gazety, Drodzy Czytelnicy, już niedługo ruszy w naszym mieście żegluga pasażerska. Na wody większego jeziora wypłynie nieduży stateczek, gdyż wbrew nazwie Jezioro Duże Domowe nie jest aż tak spore, by jego fale mógł pruć jakiś pełnowymiarowy, zabierający kilkadziesiąt osób wycieczkowiec. Niewielkie rozmiary mają jednak swoje zalety - podróże będą upływały zapewne w cichej, kameralnej atmosferze i nigdy na stateczku nie będzie tłoku. Z kolei płaskie dno i wynikające stąd nieznaczne zanurzenie jednostki prowokują wręcz do tego, aby pomarzyć o rejsach także po małym jeziorze. To byłaby już atrakcja nie lada, gdyby oprócz głównego portu w bazie wodnej MOS-u, funkcjonował mniejszy w nowym parku nad małym jeziorem! Kanał łączący oba jeziora przecież już jest, wystarczyłoby zatem go tylko pogłębić oraz poszerzyć i przeprawa na małe jezioro gotowa. Już „Kurek” był gotów biec z tym pomysłem do ratusza, aby przedstawić go władzom miejskim, ale szybko ostygły nasze zapały. Przecież w poprzek kanału biegnie jakaś wielka rura, no i te mosty - żaden, nawet tyci stateczek, pod nimi się nie przeciśnie. Okazuje się jednak, że dla burmistrz Danuty Górskiej nie ma rzeczy niemożliwych do realizacji. O popływaniu stateczkiem także po małym jeziorze już dawno myślała.

- Rurę puści się pod dnem kanału oraz podniesie most spacerowy. Jedyną poważną przeszkodę w realizacji tego śmiałego przedsięwziecia stanowił most uliczny, ale i tę sprawę udało się nam rozwiązać - powiedziała nam Danuta Górska.

Niespodziewana oferta

Otóż miejskie władze, gdy tylko powzięły zamiar zakupu pasażerskiej jednostki pływającej, by lepiej zgłębić temat, szukały kontaktu z innymi miastami, które już dysponują flotą śródlądową. Najpierw skontaktowano się z Giżyckiem. Niespodziewanie tamtejszy samorząd, zaproponował naszemu miastu most, który obecnie łączy oba brzegi znajdującego się tam Kanału Łuczańskiego. W ostatnich latach Giżycko usiłuje wybić się na prawdziwą w metropolię turystyczną i w związku z tym chce jeszcze w tym roku przez wspomniany kanał przerzucić nowoczesny wiszący most z prawdziwego, europejskiego zdarzenia. Stary zatem giżyckie władze chętnie oddadzą i to za darmo(!), byleby Szczytno załatwiło na swój koszt transport.

Ów most to arcyciekawa konstrukcja zbudowana w 1889 r. przez firmę Bechelt C.O. Grundberg und Shel w Zielonej Górze. Nie unosi się do góry, a obraca na bok i w ten sposób przepuszcza statki - fot. 6. Jest to cenny, dobrze utrzymany zabytek i w Polsce są tylko cztery takie unikalne konstrukcje (w tym trzy czynne), stanowiące niezmierne atrakcje turystyczne. Co jeszcze ciekawsze, choć obrotowe przęsło waży ponad 90 ton, obraca je ręcznie jeden jedyny operator, który urzęduje w białej budce dobrze widocznej na fot. 6. Cała operacja zajmuje mu nie więcej niż 5 minut!

- Rozebranie mostu i jego ponowny montaż nie byłyby trudne - zapewnia „Kurka” burmistrz Giżycka Jolanta Piotrowska, dodając, że był on już rozbierany w 1993 r. Wtedy przeprowadzono jego gruntowny remont, zaś przez kanał przerzucono tymczasowy most saperski.

WYDARZENIE NA MIARĘ EUROPEJSKĄ

Miasto nawiązało już kontakt z poznańską firmą G.M. Agro, która specjalizuje się w samochodowym transporcie ponadgabarytowym. Firma ta dysponuje zestawami ciągników Magnus z naczepami niskopodwoziowymi o ładowności przekraczającej 60 ton. Transportu mostu dokonają zatem tylko dwa takie zestawy. Obecnie trwają przygotowania logistyczne, czyli badanie całej trasy Giżycko - Dobre Miasto - Olsztyn - Pasym - Szczytno pod względem ewentualnych niespodzianek jakie mogą czekać ów transport. Chodzi o skontrolowanie wysokości wszystkich wiaduktów, nośności mostów i sprawdzenie, czy nie ma na trasie zbyt ostrych łuków. Już teraz wiadomo, że wąskim gardłem w Szczytnie będzie rondo Grota-Roweckiego. Nie obejdzie się bez przekładania części chodnika od strony Kauflandu. Dalej transport pójdzie prosto w ulicę Chrobrego, po czym skręci w ul. Warszawską, potem ul. Odrodzenia przez drugie rondo, bo tylko z tego kierunku łuk na rondzie stanie się możliwy do pokonania. Stąd tylko krok do kanału, który będzie już pogłębiony oraz poszerzony i zbudowane zostaną nowe przyczółki pod stary-nowy most. Planowany termin tego przedsięwzięcia to lipiec bieżącego roku, tak by zdążyć z przeprawą na małe jezioro jeszcze w tym sezonie turystycznym.

- Swoje zainteresowanie tym niecodziennym transportem wyraziły już telewizje Polsat i TVN. Dzięki temu będziemy mieli dodatkową, darmową promocję Szczytna na terenie kraju, a nawet poza jego granicami - cieszy się wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk.

tekst i foto:

M.R.P.