Do końca lipca br. Renata i Iwonka Bieńkowskie muszą znaleźć 13 tysięcy złotych, bo bez tego nie odkupią domu, w którym mieszkają. Jeśli im się nie uda, to Iwonka trafi do domu dziecka, a Renata... nie wiadomo gdzie. Mówi, że do lasu...

Ratunek za 13 tysięcy

Renata i Mirosław Bieńkowscy sprowadzili się do Jeleniowa osiem lat temu. Przybyli z Warszawy, zamieniwszy lokatorskie mieszkanie na własnościową drewnianą chatę i działkę, na której ona stoi. Różnie im się wiodło, najczęściej marnie, ale to i nic dziwnego, bo oboje - najdelikatniej rzecz ujmując - do życia przystosowani nie byli. I egzystowali czas jakiś ot, dla samej egzystencji, aż w 1997 roku przyszła na świat Iwonka. Dla obojga rodziców życie nabrało innego wymiaru. Mieli cel: utrzymać i wychować córkę.

Mizerna renta i zasiłek z GOPS nie na wiele starczały, a gdy dołożyć do tego kompletną nieumiejętność dbania o własne sprawy - na dramaty nie trzeba długo czekać.

- Znamy tę rodzinę od czasu jej przybycia na Mazury - mówią Małgorzata i Jerzy Bryczkowscy. - Opiekujemy się dzieckiem, zabieramy na weekendy, ale dotychczas nie za bardzo mogliśmy ingerować, bo ojciec na to nie pozwalał.

Na ratunek dziecku

Dopiero od lutego br. Iwonka przygotowuje się do obowiązków szkolnych w grupie 6-latków w przedszkolu w Orżynach.

- Radzi sobie doskonale. Nie ma żadnej różnicy między nią, a innymi dziećmi. Iwonka liczy nawet lepiej od nich, zna prawie wszystkie literki, ma bogate słownictwo. Jest uczynna, lubiana i aktywna. Widać, że matka o nią dba. Dziecko jest zawsze czyściutkie, ładnie uczesane, ubrane właściwie do pory roku i pogody - ocenia wychowawczyni Renata Szulc.

Uczuciowa więź między matką i córką jest ogromna. Według opinii różnych osób, w tym urzędników sądowych i gminnych, rozdzielenie obu kobiet: i tej dorosłej, i tej maleńkiej jeszcze, dla obu stanowiłoby tragedię. I tragedią, nie tylko emocjonalną mogłoby się skończyć.

- Nie mogę jej stracić - mówi Renata. - Gdyby mi zabrali Iwonkę, to już nie miałabym po co żyć, chyba poszłabym do lasu...

A groźba nad nimi wisi wielka.

Trudny "spadek"

W styczniu tego roku zmożony chorobą odszedł Mirosław, wcześniej jednak zdążył pozbawić rodzinę domu, w którym mieszkają. Jego odzyskanie to w tej chwili największa potrzeba Iwonki i jej mamy.

- Jeśli nie będą miały własnego dachu nad głową, stałego zameldowania, to Iwonka trafi do domu dziecka. Prawo nie pozwala na to, by dziecko się tułało. I chodzi o to, by one jednak ten dach nad głowš miały - mówią Bryczkowscy. Po wielu rozmowach i apelach właściciel zgodził się Bieńkowskiej odsprzedać nabytą nieruchomość. Żąda 13 tysięcy - nieco więcej, niż - według aktu notarialnego - zapłacił. Zapowiada kolejną wizytę na koniec lipca i do tego czasu trzeba zgromadzić gotówkę. - Gdybyśmy sami mieli ją w tej chwili, to byśmy zapłacili. Ale nie mamy. Dlatego apelujemy do innych, ze Szczytna i okolic: pomóżcie!

Halina Bielawska

2004.06.23