>Nad jeziorem Świętajno w Nartach wisi widmo katastrofy ekologicznej. Słynący z piaszczystych plaż i czystej wody akwen, stanowiący od lat ulubione miejsce letniego wypoczynku nie tylko dla mieszkańców Szczytna, ale przede wszystkim licznej grupy turystów z odległych zakątków Polski, w szybkim tempie wysycha. Tymczasem jego sytuacja własnościowa jak dotychczas całkowicie paraliżuje próby zażegnania niebezpieczeństwa.

 

Jezioro jak kałuża

CZARNE PROGNOZY

Sprawa schnącego jeziora nie jest nowa. Pisaliśmy już o niej we wrześniu ubiegłego roku. Poziom wód akwenu opada systematycznie od mniej więcej dwudziestu lat. W tym czasie lustro wody obniżyło się o około 60 centymetrów. W ciągu ostatnich kilku lat proces nasilił się jednak do tego stopnia, że wysychanie jeziora jest już widoczne gołym okiem. Szczególnie łatwo zaobserwować to zjawisko na jego zachodnim brzegu, wzdłuż którego ciągną się miejscami muliste łachy, stanowiące jeszcze niedawno dno zbiornika.

Stefan Piskorski, prezes Spółki Wodno-Ściekowej "Sawica" uważa, że sytuacji winne są prace melioracyjne przeprowadzone w latach osiemdziesiątych na okolicznych łąkach. Jego zdaniem skutek robót był taki, że naturalne cieki wodne, zasilające akwen wyschły i pozbawione dopływów jezioro zaczęło tracić wody. Piskorski jest pełen obaw co do jego dalszych losów:

- Jeśli w najbliższym czasie nie zostaną udrożnione kanały, zacznie ono zarastać i pogorszy się klasa czystości wód. Zanieczyszczeniom sprzyja dodatkowo kwitnąca tam turystyka - uważa Stefan Piskorski.

WIADOMO JAK, NIE WIADOMO KTO

Rozwiązaniem byłoby przywrócenie istniejących wcześniej naturalnych cieków wodnych. Dokumentację techniczną prac wykonała gmina Jedwabno. Ich koszt to około 400 tys. złotych. I tutaj zaczynają się problemy. Wójt Włodzimierz Budny, któremu los jeziora stanowiącego największą atrakcję turystyczną gminy, leży szczególnie na sercu, twierdzi, że samorząd takimi środkami w chwili obecnej nie dysponuje. Właścicielem akwenu jest Agencja Nieruchomości Rolnych, ale ta nie wykazuje żadnego zainteresowania jego stanem hydrologicznym.

- Nawet gdybyśmy mieli te pieniądze, to przecież nie możemy płacić za coś, co nie należy do nas. A z ANR w tej sprawie kompletnie nie możemy się dogadać - irytuje się Budny.

Konkretnych rezultatów nie przyniosły też próby porozumienia się z dzierżawcą akwenu - Polskim Związkiem Wędkarskim.

Wysychające jezioro coraz bardziej niepokoi wypoczywających nad nim turystów i właścicieli ośrodków wypoczynkowych.

- Bywam tutaj regularnie od kilku lat i plaża wygląda coraz mniej zachęcająco. Żeby wejść do wody, w niektórych miejscach trzeba brnąć przez muł, a to żadna przyjemność - narzeka spotkany przez nas w Nartach turysta z Warszawy.

ZAMULONE PLAŻE

Losem akwenu martwi się również Ryszard Koperski, dzierżawca ośrodka wypoczynkowego "Zacisze".

- To schnięcie następuje coraz szybciej. Kiedy w 2001 roku robiliśmy pomosty były one zanurzone w wodzie. Teraz są od niej oddalone nawet o kilka metrów - opowiada Koperski.

Schnięcie jeziora nastręcza pracownikom ośrodka sporych problemów, związanych przede wszystkim z przygotowaniem plaż do sezonu turystycznego.

- Na brzegach pleni się coraz bujniejsza roślinność, a zgodnie z przepisami o ochronie środowiska nie można jej stamtąd samowolnie usuwać. Poza tym opadające wody odsłaniają muł, który wymieszany ze spadającymi liśćmi drzew i gnijącymi resztkami roślin wytwarza przykry fetor, zniechęcający do kąpieli.

Szefowie ośrodków kilkakrotnie zwracali się do gminy z prośbą o interwencję. Dotychczas te staranie nie przyniosły skutku.

Tymczasem sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna.

- Co roku lustro wody oddala się o kilka metrów od brzegu. To naprawdę ostatni moment, żeby ratować jezioro. Sęk w tym, że na dobrą sprawę nie ma ono gospodarza. Dopóki gmina i Agencja będą zrzucać na siebie odpowiedzialność, nie ma szans na to, żeby ten atrakcyjny akwen przetrwał - alarmuje Stefan Piskorski.

Wojciech Kułakowski

2006.07.26