Wiosna w końcu zawitała do nas na całego. Na głównym rondzie kwitną tulipany, bratki i inne piękne kwiaty. Kolorowo jest też na pasażu Klenczona oraz parku nad małym jeziorem.

Wreszcie przyroda obudziła się do życia, no i uświadamiamy sobie, że trzeba ją należycie szanować. Dlatego też wiosną obchodzimy święto naszej planety, a konkretnie 22 kwietnia. W związku z tym dniem, do niedawna pracownicy UM i Starostwa Powiatowego chwytali za grabie, miotły i inny sprzęt do sprzątania i tu, i tam prowadzili prace porządkowe, by dać dobry przykład innym. Obecnie aktywność na tej niwie zanikła bodaj kompletnie. Cóż, „Kurek” postanowił jednak sprawdzić, jak bardzo szanujemy swoje środowisko i pozaglądaliśmy w niektóre kąty miasta i najbliższej okolicy.

LEGOWISKO BEZDOMNEGO?

Dzień matki ziemiDumą grodu, jeśli chodzi o ekologię jest użytek „Mała Biel”. Niegdyś dzikie, bagniste oczka wodne zostały przyzwoicie zagospodarowane, wytyczono też tam ścieżkę z mostkami, ławeczkami, tablicami poglądowymi itp. Nic, tylko się przechadzać po użytku. Ba, od strony ul. Sportowej zaległo tam coś zupełnie nieekologicznego – dziurawy materac z licznymi metalowymi sprężynami. Czy to są resztki jakieś legowiska bezdomnego, czy ktoś po prostu wyrzucił zniszczony, nie nadający się już do niczego sprzęt ze swojego mieszkania – nie wiadomo. - Jak to wygląda? - dziwią się dwie starsze panie, które akurat przysiadły na pobliskiej ławeczce.

 

 

NA ZAPLECZU

Przy wspomnianej ulicy Sportowej stała niegdyś kuźnia, ostatni świadek dziś już prawie całkiem zapomnianego rzemiosła jakim jest kowalstwo. Jakiś czas temu kuźnia po pożarze została rozebrana i obecnie pozostała po niej tylko kupka gruzu. Na obrzeżach działki, na której stała, rozciąga się bagnisty teren. Na nim odkrywamy wprost niebywałe śmieciowisko. Czego tam nie ma – od pogruchotanych starych telewizorów, części od lodówek, czy pralek, po drobniejszy sprzęt AGD i zwykłe domowe odpadki.

 

 

DOKŁADKA WANDALI

Nie dość, że dookoła Małej Bieli mamy okropny bałagan i śmieciowisko, to jeszcze swoje dołożyli  wandale. Niedawno powyginali blaszane, kolorowe tablice. Jedną, najmniej odkształconą, udało się „Kurkowi” jako tako wyprostować, ale dwie inne zdewastowano zbyt mocno.   W pobliżu spostrzegliśmy siedzącego na ławeczce pewnego starszego pana. Jako stały bywalec Małej Bieli opowiada nam o tym, że był świadkiem niejednej rozróby wandali w tych okolicach.  Stąd wniosek, że teren ten powinien być częściej patrolowany przez policję oraz straż miejską.

 

NOWE DZWONY I TAPCZAN POD PŁOTEM

Niedawno zwracaliśmy uwagę na metalowe kontenery śmieciowe. Niektóre z nich są w fatalnym stanie - pordzewiałe i dziurawe do tego stopnia, że wypadają z ich wnętrza wcześniej złożone  odpadki. W najgorszym stanie pozostaje kontener ustawiony na garażowisku przy placu targowym Nie najlepszy jest też stan niektórych plastikowych pojemników na odpadki segregowane, czyli tzw. dzwony.    Taki pogięty i dziurawy pojemnik stoi m. in. pod blokowiskiem rozciągającym się między ul. Lipperta, a Ogrodową.   Jak nas informuje Andrzej Pleskot, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej, wkrótce to jednak się zmieni. Miasto zakupiło nowe „dzwony”, które są już w bazie zakładu w Nowym Gizewie i czekają na sukcesywną wymianę. W związku z tą bazą mamy inne ciekawe spostrzeżenie. Tuż pod jej płot, jakiś nieznany sprawca podrzucił... starą kanapę. Trochę zdekompletowaną, bo siedzisko zostało rzucone obok. Widok jest o tyle zdumiewający, że przecież dwa, trzy metry dalej można było ów sprzęt oddać legalnie i bez problemów. Przypomnijmy, że wielkogabarytowe odpadki domowe można po umówieniu się z Remondisem złożyć pod blokowymi kontenerami, albo przywieźć właśnie do bazy ZGK.   - Jest to kompletnie niezrozumiałe, bo ZGK nie pobiera za przywiezione odpadki żadnych opłat – dziwi się dyrektor Pleskot. Dodaje jeszcze, że kanapę wyrzucono na terenie gminy Szczytno, więc zaraz powiadomi jej władze o tym dziwnym znalezisku. 

 

GDZIE JEST TA ULICA, GDZIE JEST TEN DOM?

Choć do oficjalnego rozpoczęcia sezonu turystycznego pozostało jeszcze trochę czasu, nie znaczy to jednak, że do naszego miasta nikt nie przyjeżdża. Kilka dni temu pewna młoda dziewczyna,  podróżując śladami Krzysztofa Klenczona, odwiedziła m. in. Szczytno. Była w parku Klenczona, spacerowała po pasażu, w którym urzekła ją figura artysty z nutkami w tle i szemrzącą wodą. Spacerowała po parku po drugiej stronie ul. Sienkiewicza i widziała pomnik pod MDK-iem. Nie mogła jednak znaleźć rodzinnego domu Krzysztofa.  Choć nawet odszukała tabliczkę wskazującą na ten obiekt, ta skierowała ją na... manowce. A wiemy o tym z internetu, bo zamieściała w nim opis swojej wycieczki. Cóż, postanowiliśmy sprawdzić co jest nie tak z tymi tabliczkami-drogowskazami ustawionymi na skrzyżowaniu ul. Ogrodowej z 3 Maja. Niestety, rzeczywiście wskazują one fałszywy kierunek. Widać to na załączonym zdjęciu. Dom Krzysztofa Klenczona znajduje się głębi fotografii (biały otok), ale strzałka na tabliczce skierowana jest gdzie indziej.

 

ZIELONY OBCIACH

O sławetnym zielonym obiekcie „zdobiącym” plac Juranda pisaliśmy już wiele razy. Obecnie nieczynny, bez klamek, ale za to z napisem, że jest pod nieustanną kontrolą kamer nie spełniając swojej roli, stanowi tylko obciach.  W dodatku wokół wyrósł cały ciąg lokali usługowo-handlowych o nowoczesnej architekturze, no i ów przybytek pasuje tak do otoczenia, jak przysłowiowe siodło do wieprza. Gdyby to jeszcze było gdzieś na uboczu, ale w centrum miasta czegoś takiego nie należy tolerować. Obiekt powinien zniknąć z placu i to jeszce przed nadejściem lata.

 

 

NIE ŻEROMSKIEGO, A TARGOWA

Jednym z miejskich traktów o wyjątkowo marnej nawierzchni jest ulica Żeromskiego, która biegnie w zasadzie poprzez centrum miasta. Przy tym trzeba zaznaczyć, że chodzi o tę jej część, przy której stoi biurowiec PZU. Tutaj spod resztek asfaltowej nawierzchni wyzierają kocie łby, ale to nie wszystko. Kamienie brukowe miejscami całkiem się obluzowały (szczególnie przy wyjeździe z parkingu) i przemieszczają się teraz pod kołami przejeżdżających samochodów. Wskutek tego jazda przypomina poruszane się po tarce. Jeden z mieszkańców miasta, zdenerwowany takim stanem rzeczy, mówi nam, że ul. Żeromskiego  powinna nazywać się Tarkowa, bo wówczas byłoby to zrozumiałe.